Prowansja była na naszej liście podróżniczej od dawna, ale jakoś nie mogliśmy się zebrać by zaplanować tam podróż. W końcu nadarzyła się idealna okazja. Zbliżała się nasza rocznica ślubu, a Wizzair akurat miał promocję na bilety. Tym sposobem zabukowaliśmy bilety do Nicei i zaczęliśmy planować nasze małe, francuskie wakacje! Muszę Wam od razu na wstępie wspomnieć, że nie spodziewałam się, że Prowansja aż tak nas zachwyci. Słyszałam, że jest pięknie, magicznie, ale nie sądziłam, że aż tak. Zapach lawendy unoszący się praktycznie na każdym kroku, przepiękne widoki, stare miasteczka i taki spokój. To zdecydowanie moje klimaty. Na każdym kroku Prowansja kojarzyła mi się z Toskanią, ale w takim ostatecznym rozrachunku chyba wygrała z nią (minimalnie, ale lawenda jednak przeważyła hah). Niemniej zakochałam się i chcę tam wrócić. Ba! Zamarzyłam mieć tam dom – tylko na początku musimy wygrać w Totka.
Dlatego dzisiaj mały przewodnik i plan naszego wyjazdu. Mam nadzieję, że zachęcę Was do zobaczenia tej magicznej krainy, bo zdecydowanie mogę tak właśnie ją nazwać. Było idealnie i tak pięknie, a co najważniejsze to jest na wyciągnięcie ręki dla każdego z Was! :)
BILETY LOTNICZE
Mamy kilka opcji by dostać się do Prowansji. Możemy jechać samochodem i po drodze zahaczyć o mnóstwo innych miejsc, ale najszybszą opcją jest oczywiście samolot. My lecieliśmy z Warszawy do Nicei. Wybraliśmy linie Wizzair i za bilety zapłaciliśmy 900 zł za dwie osoby, w dwie strony z jednym bagażem, co na osobę daje nam 450 zł. Czas lotu to około 2:15 a loty są tak zrobione, że skoro świt lądujemy w Nicei więc zyskujemy cały jeden dzień. Zazwyczaj te pięciodniowe loty wyglądają tak, że z dnia przylotu i wylotu już nic nie ma, a tutaj mamy cztery pełne dni na miejscu. Super sprawa!
KIEDY PRZYJECHAĆ? KIEDY NA POLA LAWENDOWE?
Warto wcześniej polować na bilety, bowiem najlepszym czasem, żeby tu przyjechać jest pierwsza połowa lipca (czyli niestety wysoki sezon). To właśnie wtedy kwitnie lawenda, słoneczniki, jest zielono i pogoda dopisuje. Oczywiście pozostałe miesiące, to również dobry czas, bo w końcu nie samą lawendą Prowansja żyje (chociaż niewątpliwie jest to ogromna atrakcja). Co do pól lawendowych, to kwitną od połowy czerwca do początku sierpnia – potem lawenda jest ścinana. My podobno mieliśmy szczęście, bo tydzień po nas mieli już ścinać te najpiękniejsze pola w Valensole. No właśnie a jeśli chcecie zobaczyć lawendę to koniecznie Valensole i okolice (bez problemu je znajdziecie, bo jest ich tutaj mnóstwo!).
NASZA TRASA
Jeśli chodzi o trasę, to zrobiliśmy 990 km. Najdalszy odcinek, który musieliśmy pokonać miał 240 km. Droga szybko leci, bo jedziemy autostradą (koszt 22 euro). Natomiast potem wybieraliśmy już tylko lokalne drogi (takie najlepsze) i powoli każdego dnia przybliżaliśmy się do wybrzeża. Tutaj – klik, możecie zobaczyć całą nasza trasę :)
NICEA -> ROUSSILLON -> GORDES -> VALENSOLE -> MOUSTIERS-SAINTE-MARIE -> SAINT JULIEN -> KANION VERDON -> SAINT JULIEN -> SAINT TROPEZ -> CANNES -> GRASSE -> EZE -> NICEA (po drodze oczywiście zwiedzaliśmy totalnie urokliwe miejsca i małe miasteczka)
Jeśli chodzi o poruszanie się, to najlepiej sprawdza się aplikacja Google Maps. Jeśli natomiast nie chcecie korzystać z internetu to polecam Wam aplikację maps.me która działa w trybie offline. Ściągnijcie sobie tylko przed wylotem mapę tego regionu Francji! :)
SAMOCHÓD I PALIWO
Samochód wypożyczyliśmy standardowo przez rentalcars.com (z wypożyczalni Avis Budget). Wybraliśmy samochód Peugeot 208 za cenę 450 zł. Dostaliśmy ostatecznie Opla Corsę i dopłaciliśmy za pełne ubezpieczenie 16 euro za dzień. Nie jest to obowiązek, ale my wolimy, bo nawet jeśli ktoś w nas lekko puknie na parkingu, to my się niczym nie przejmujemy. Łącznie za samochód daliśmy 722 zł (przy dwóch osobach to koszt 361 zł na osobę). Jeśli chodzi o paliwo, to tankowaliśmy trzy razy (pierwszy raz 49 euro, drugi raz też 49 euro, a trzeci raz tuż przed oddaniem samochodu 20 euro). Czyli łącznie za paliwo na 990 km wydaliśmy 507 zł. Pamiętajcie, że jeśli np. lecicie w cztery osoby te koszta są od razu mniejsze. Zawsze lepiej jeździć w czwórkę, bo jest po prostu taniej. Wtedy samochód, paliwo, parking i często nocleg dzielimy na 4.
NOCLEGI
I. Mas de la Beaume, Gordes, klik
Podczas tego wyjazdu mieliśmy do zabukowania cztery noclegi. Pierwszy nocleg mieliśmy w miasteczku Gordes i było to jedno z piękniejszych miejsc w jakich byłam. Tak właśnie wyobrażałam sobie pobyt w Prowansji. Kamienne domy z przepięknym wnętrzem, dookoła mnóstwo lawendy, zieleni, dziki ogród, śniadanie na dworze, wieczór w basenie i podziwianie zachodu słońca z widokiem na pola Prowansji. Do centrum miasteczka było 10 minut, a zaraz po wyjściu za bramę naszym oczom ukazywało się Gordes w pełnej okazałości. Ten nocleg nie należał do najtańszych. Nam udało się znaleźć promocję na bookingu (rezerwowaliśmy last minute na dzień przed), ale w samym Gordes znajdziecie też mnóstwo różnych propozycji w bardzo przystępnych cenach. Wystarczy, że wpiszecie nazwę miejscowości na bookingu i wyszukacie odpowiednie dla siebie miejsce. Nasza oaza nazywała się Mas de la Beaume i kosztowała nas około 170 euro za noc (czyli po 350 zł od osoby).
2. Airbnb u Christine, Saint Julien, klik
Drugi nocleg zarezerwowaliśmy przez airbnb i był to strzał w dziesiątkę. Nocleg mieścił się w małym miasteczku Saint Julien na wzgórzu. Podjeżdżamy pod wskazany adres i nigdzie nie widzimy domu, który był na zdjęciach. Drzwi otwiera nam Christine, Francuzka z krwi i kości. Ma na sobie bluzkę w paski, jeansy i buty na obcasie. Ma około 70 lat i wygląda wspaniale! Jest tak pozytywna, ściska nas na dzień dobry. Wchodzimy do środka a tam… coś przepięknego! Ogromny, przepiękny dom i jeszcze bardziej zachwycający widok z tarasu. Christine oprowadza nas po domu, opowiada o sobie, o swoim mężu, jest przy tym tak zabawna i radosna. Co chwilę opowiada żarty i mam wrażenie, że idealnie nadawałaby się do tych wszystkich francuskich komedii. Na koniec mówi, że rano z mężem serwują słodkie śniadania więc nas zaprasza. To było chyba najfajniejsze airbnb w jakim byliśmy! Nie dość, że dom piękny, widok jeszcze piękniejszy to i właściciele cudowni! Za dobę zapłaciliśmy 490 zł co daje nam na osobę 245 zł za noc. Tutaj spędziliśmy dwie noce.
3. Nocleg przy lotnisku, Nicea
Ze względu na fakt, że wylatywaliśmy wcześniej rano, to ostatni nocleg zabukowaliśmy tuż przy lotnisku w Nicei, w hotelu Ibis za 350 zł.
PLAN NA POBYT / CO WARTO ZOBACZYĆ
DZIEŃ 1
Złoża ochry pod Roussiloon
Po przylocie i wypożyczeniu samochodu ruszyliśmy do Roussillon czyli małego miasteczka w Prowansji wokół którego znajdują się złoża ochry! Droga zajęła nam 2h 40 minut, więc na miejscu byliśmy chwile po 12 w południe. Zaparkowaliśmy na parkingu Des Ocres za 3 euro. Na początku wybraliśmy się na mały spacer po tych złożach (zabierzcie lepiej ciemne, sportowe buty i wodę). Wejście kosztuje 6 euro od osoby, ale zdecydowanie warto się tam wybrać. Widoki obłędne!
Miasteczko Roussilon
Następnie ruszyliśmy do miasteczka Roussillon. Jest przepiękne – mnóstwo sklepików z rękodziełem, z przysmakami i same galerie sztuki. Bardzo inspirujące miejsce! My obeszliśmy całe, wypiliśmy sok z cytryny i pojechaliśmy do Gordes.
Gordes
Samo miasteczko nie ma zbyt dużo do zaoferowania oprócz naprawdę klimatycznych knajpek, ale sam widok na miasto po prostu zapiera dech! No i nasz cudowny nocleg, który mieścił się przy tym miasteczku.
DZIEŃ 2
Opactwo Senanque
Z samego rana ruszyliśmy do Opactwa Senanque, które mieści się zaledwie kilka kilometrów od Gordes. Przyznam się Wam, ze chcieliśmy tam pojechać na zachód słońca, ale tak fajnie spędzaliśmy czas poprzedniego dnia, że kompletnie o tym zapomnieliśmy! Zatem pojechaliśmy rano. Opactwo jest otoczone polami lawendy i gajami oliwnymi – wszystko wygląda bardzo malowniczo. Do samego klasztoru nie wchodziliśmy – wystarczył nam widok krajobrazu. Pamiętajcie, że tutaj nie wolno wchodzić na pola lawendowe, gdyż jest zakaz. Oczywiście znaleźli się turyści, którzy nie poszanowali tej zasady i biegali po polu byleby zrobić zdjęcie – tak nie robimy!!!
Valensole i pola lawendy (w ciągu dnia i na zachód słońca)
Ruszyliśmy dalej do Valensole. I tutaj warto wspomnieć, że jazda trasą z Gordes do Valensole to czysta przyjemność. Co chwile mijaliśmy pola lawendy, pola słoneczników, urocze, małe miasteczka i platany, które Napoleon kazał zasadzić, żeby armia mogła maszerować w cieniu. Nie powiem – robią wrażenie!
Tuż przed Valensole zobaczyliśmy absolutnie najpiękniejsze pola lawendy! Les Grandes Marges – to tutaj warto przyjechać by zrobić zdjęcia. Dorodne i ogromne lawendy robią wrażenie, a ludzi wcale nie było tak dużo jak się tego spodziewaliśmy (przyjechaliśmy tu też na zachód słońca i o dziwo… w pewnym momencie nie było nikogo!). Parking przy tym miejscu jest darmowy i nie ma żadnych ograniczeń co do spacerowania w polach lawendy.
Przy zachodzie słońca kolory szaleją, a pola lawendowe stają się jeszcze piękniejsze!
W samym Valensole warto wybrać się do lawendowego sklepu – my wybraliśmy Musee de la Lavande. Tam kupicie olejki lawendowe, saszetki, kremy do rąk z lawendą czy mydełka!
Moustiers Sainte-Marie
Następnie ruszyliśmy do miasteczka, które totalnie nas urzekło. Uznane jest za jedno z najpiękniejszych miasteczek Francji! Moustiers Sainte-Marie mieści się na wzgórzu u podnóża skał. Wygląda to bardzo efektownie!!! Parkingi są darmowe, więc warto zostawić samochód niżej i podejść do starego miasta (gdzie samochodem nie wjedziemy).
W drodze z Valensole do Moustiers Sainte-Marie będziecie mijać małą piekarnię pośrodku niczego. Tam kupicie pyszne wino, lawendowy miód i przepyszne pieczywko!!! :) Nie pamiętam dokładnej lokalizacji i nazwy ale na pewno jej nie przegapicie!
DZIEŃ 3
Kanion Verdon
Miejsce, z którego Francuzi są bardzo dumni. Kanion Verdon jest ogromny, a przestrzeń, którą możemy tam podziwiać jest ogromna! Jeśli kochacie naturę, uwielbiacie przepiękne widoki i mielibyście ochotę popływać w wąwozie wśród skał to… to miejsce jest idealne dla Was. Trzeba tylko nastawić się na sporą ilość turystów.
My nasze zwiedzanie Kanionu zaczęliśmy od miejscowości Camps-Sur-Aruby i stamtąd kierowaliśmy się przez kanion aż do Aiguines (i tak sobie można wpisać w Google Maps). Po drodze mamy mnóstwo zatoczek do stawania i punktów widokowych więc polecam jechać powoli, delektować się widokami i co chwilę zatrzymywać się by podziwiać ogrom tego miejsca. Co jakiś czas w dole kanionu ukazuje nam się błękitna rzeka Verdon. Polecam wyjechać wcześnie rano.
Gdy dojedziecie do mostu (punkt na mapie: Pont du Galetas) możecie tam zostawić na parkingu samochód i udać się na plaże. Możecie popływać w lazurowej wodzie, a także wypożyczyć kajaki lub rowery wodne by popływać w samym kanionie!
Na Kanion Verdon warto poświęcić cały dzień. My kupiliśmy sobie prowiant na piknik, który zrobiliśmy właśnie na terenie kanionu. Następnie przez Moustiers Sainte-Marie i Valensole wróciliśmy do naszego Saint Julien, gdzie podziwialiśmy zachód słońca.
DZIEŃ 4
Saint Tropez
Ostatni dzień to już kierunek: Lazurowe Wybrzeże. Stwierdziliśmy, że skoro jesteśmy tak blisko, to jeden dzień przeznaczymy na zobaczenie tego, na czym najbardziej nam zależało. Pierwszy przystanek Saint Tropez. Chcieliśmy je zobaczyć głównie ze względu na film z Louis De Funes! Zaliczyliśmy obowiązkowo komisariat Żandarma, spacer po mieście i spacer wzdłuż tych wszystkich ekskluzywnych jachtów. Generalnie miejsce warte zobaczenia, ale na chwilę. Dosyć szybko stamtąd uciekliśmy, bo to nie do końca nasze klimaty: mnóstwo turystów i ociekający luksus. Za parking przy porcie zapłaciliśmy 4,50 euro.
Cannes
W Cannes też spędziliśmy zaledwie godzinę. Pospacerowaliśmy trochę po mieście, zobaczyliśmy słynną Aleję Gwiazd i miejsce, gdzie odbywa się Festiwal Filmowy (podobnie jak z Oscarami i Aleją Hollywood, gdy nic tam się nie dzieje, to te miejsce nie robią wrażenia). Poszliśmy zobaczyć piaszczyste plaże i port. Ogólnie miasto mi się podobało, ale znowu moim zdaniem to miejsce na chwilę, na obiad i spacer. Za parking zaraz przy Alei Gwiazd (nazwa Partiego) zapłaciliśmy 2,70 euro.
Grasse
Inaczej już było z kolejnymi miejscami, które skradły nasze serca. Na początek Grasse czyli światowa (!) stolica perfum. To tutaj znajdują się wytwórnie trzech słynnych perfumerii: Fragonard, Galimard oraz Molinard. To tutaj też ekranizowano kilka scen filmu Pachnidło. Polecam Wam się przespacerować wąskimi uliczkami starego miasta i wybrać się do muzeum perfumerii Fragonard. Wejście jest darmowe. W środku małe muzeum, butik i rozlewnia! Super to zobaczyć. Za parking zapłaciliśmy około 3 euro.
Eze
Ostatnim przystankiem tego dnia (stosunkowo sporo rzeczy udało nam się zobaczyć) było miasteczko Eze Village. Z tych wszystkich, które zobaczyliśmy urzekło mnie najbardziej. Po pierwsze robi ogromne wrażenie bo mieści się na wzgórzu, po drugie stare miasto jest zachwycające, po trzecie na samej górze znajdują się niesamowite ogrody (wejście do nich kosztuje 6 euro od osoby), a po czwarte widoki zwalają z nóg! Jeśli chcielibyście zjeść tutaj kolację z pięknym widokiem, to lepiej zarezerwujcie wcześniej stolik w jednej z restauracji. My niestety odbiliśmy się od wszystkich drzwi, nie było ani jednego wolnego stolika!!! Niemniej miasteczko jest warte zobaczenia. Za parking zapłaciliśmy około 3 euro.
Nicea
Jako, że mieliśmy wylot z Nicei na koniec dnia zrobiliśmy szybką objazdówkę i spacer po tym mieście. I wiecie co… porównując do Saint Tropez i Cannes, to Nicea podobała mi się najbardziej! Ma świetny klimat i jest bardzo ładna. Żałuję, że nie spędziliśmy tam więcej czasu, ale na samo Lazurowe zamierzamy wrócić (+ Monaco!) tylko już swoim samochodem :)
JEDZENIE
Zazwyczaj polecam Wam fajne knajpki, ale tym razem większość jedzenia robiliśmy sobie sami. Śniadania mieliśmy w cenie, w ciągu dnia wystarczyła nam świeża bagietka, pomidory, sery, oliwki – mniam! Dwa razy Radek przygotował kolację w naszym airbnb, a dwa razy poszliśmy do knajpki, jednak były to zupełnie przypadkowe wybory. Niemniej w każdym miasteczku znajdziecie mnóstwo restauracji! :)
To był kolejny świetny i bardzo różnorodny wyjazd. Trzy dni w Prowansji i jeden dzień na Lazurowym – bardzo Wam polecam taki układ. My nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszej rocznicowej podróży. Na zabój zakochałam się w lawendzie, a o Prowansji myślę teraz każdego dnia! Chyba niedługo tam wrócimy!!! :)
Jeśli macie jakieś pytania, to śmiało piszcie!
Do następnego!
Post Prowansja / Praktyczne wskazówki i plan wyjazdu pojawił się poraz pierwszy w Beauty Fashion Shopping.